Dzień 5

2009-03-29 00:00

Kolejny dzień poświęcony rodzinie ze mną. Po śniadaniu (2 croissanty w samo południe), podczas którego rozmawialiśmy o Stalowej Woli, Jean-Luc zabrał mnie na wycieczkę po Blagnac. Odwiedziliśmy śliczny nadrzeczny park, prywatne działki, a także lokalną starówkę... Domy pamiętające Wielką Rewolucję Francuską w kilkudziesięciotysięcznym mieście wyglądają naprawdę imponująco. Po powrocie Uda (tak to wymawiają Francuzi, ale nie mam bladego pojęcia, jaka jest pisownia tego imienia) przygotowała nam obiad; mój pierwszy francuski obiad, który okazał się de facto tureckim. To chyba właśnie jest globalizacja. Jako że Sarah musiała iść do pracy, po posiłku wraz z Olą i Audrey wybraliśmy się do Tuluzy na film o geju, który walczył w USA o prawa dla homoseksualistów ("Harvey Milk"). Kino... ech, żeby takie były u nas. Seanse lecą non-stop, przy wejściu do sal można zamówić przekąski, a samych sal jest ok. 12. W nich zaś są wygodne fotele z oparciem dla głowy... Zachód, zachód!

Po powrocie mama Audrey zrobiła nam czysto francuski obiad (u nas byłaby to już kolacja, ale oni "dejeuner", "dinner" jedzą ok. 19). No, ten to już naprawdę - palce lizać! Naleśniki zapiekane z serem i szynką, dziwna roślina smakująca jak sałata, kaczka z bułką i musztardą, zapiekane ziemniaki, coś na kształt jogurtu o smaku poziomki i chyba chińskiej wiśni (tyle, że gęsty jak nutella, na dodatek pakowany w gustowny gliniany słoiczek z zakrętką), ciasto cytrynowe z bitą śmietaną... Istny róg obfitości.

Po obiedzie do domu zaczęli się schodzić ludzie i w rezultacie w gronie ok. 10 osób zasiedliśmy przed telewizorem, by oglądnąć mecz rugby Tuluza-Paryż. Wybaczcie, że uprzedzę nieco fakty - Tuluza wygrała 15 do 11, dzięki czemu stała się aktualnym mistrzem Francji w tej dyscyplinie (i nie tylko - jest również mistrzem w futbolu). Od wyniku jednak o wiele ciekawszy był sam sport; uprzedzam - był to mój pierwszy mecz rugby... Wyglądało to mniej więcej tak - zawodnik biegnie z piłką, rzuca się na niego kilku spoconych facetów, panowie depczą się, łapią za wrażliwe miejsca, w międzyczasie ktoś zabiera piłkę i opis się powtarza. I tak przez 80 minut. Czasami (raz na 10-15 minut) komuś udaje się kopnąć piłkę i trafić ponad bramkę, zdobywając 3 punkty dla drużyny.

© 2008 Wszystkie prawa zastrzeżone.

Załóż własną stronę internetową za darmoWebnode